Podobno życie składa się z przypadków. U mnie jeden z nich to Erasmus w regionie Marche. Najpierw musiałam sprawdzić na mapie gdzie to w ogóle jest, potem spędziłam tu jedne z najlepszych miesięcy w życiu, a na końcu się zakochałam!
Studia w Toruniu i nabór na Erasmusa
Zaczynając studia w Toruniu nigdy nie myślałam o żadnym wyjeździe za granicę. Nie planowałam ani Erasmusa ani pracy z dala od domu. Miałam chłopaka, z którym oglądaliśmy już nawet meble do naszego wyimagowanego mieszkania, które sobie kiedyś razem kupimy. Chwilę potem maraton nieprzyjemnych wydarzeń, wśród których najgorszym była śmierć mojego taty sprawił, że w pewnym momencie chciałam po prostu ucieć jak naj-da-lej. Z perspektywy czasu wiem, że wyjazd – choćby na drugi koniec świata – wcale nie pomaga uporać się z emocjami. W tamtym momencie nabór na Eramusa wydawał mi się jednak idealnym, doraźnym rozwiązaniem.
Do dziś pamiętam jak w maju 2013 szanowna pani koordynator z biura wymiany międzynarodowej Véronique z uniwersytetu w Maceracie napisała do mnie wyczerpującego maila po angielsku, zaczynającego się od słów: Dear Iwona, We are glad to welcome you at the University of Macerata under the frame of the LLP/Erasmus 2013-2014. Równie dobrze pamiętam jednak, jak ta sama pani Véronique po naszym przyjeździe widząc mnie i moją kumpelę oświadczyła na przywitanie “solo italiano” badając, czy któraś z nas mówiła po włosku. Nie mówiła. Mogłyśmy ewentualnie wydukać jakieś podstawowe zdania, co na szczęście wystarczyło. Byłyśmy świeżo po miesięcznym kursie włoskiego w Perugii. Ja uczyłam się też włoskiego w liceum, ale przyznam, że gdybym wiedziała, że kilka lat później będę na erasmusie we Włoszech, pewnie przykładałabym się do niego bardziej.
Prawdopodobnie nie my pierwsze i nie ostatnie mówiąc dobrze po angielsku, nie dogadałyśmy się w biurze ds. wymiany międzynarodowej. 🙂 Dlatego jeśli ktokolwiek z Was, kto czyta ten wpis ma przed sobą Erasmusa w Maceracie: dobry włoski lub przynajmniej podstawy na pewno bardzo się przydadzą.
Wymiana w Maceracie 2013/14
Miesiące spędzone w Maceracie zaliczam do jednych z najlepszych w moim życiu, chociaż nie bez wstydu przynam się Wam, że w momencie gdy dostałam maila z tutejszego uniwersytetu, nie do końca kojarzyłam gdzie ja w ogóle jadę. Macerata była moim ostatnim wyborem na erasmusową metę, i tak naprawdę nie brałam jej w ogóle pod uwagę. Wpisałam “Macerata, Włochy” na samym końcu mojego wniosku tylko dlatego, że oferowała więcej miejsc i pomyślałyśmy sobie z przyjaciółką, że jeśli nie uda się dostać do naszych wybranych uczelni, to ostatecznie pojedziemy sobie razem do Włoch. 😀
W naborze na UMK jako kierunek nr 1 wybrałam… Uniwersytet Cypryjski w Nikozji. Chętnych było bardzo mało, a moja średnia dość wysoka, dlatego do dziś nie wiem czemu się nie udało. Lubię myśleć, że los wolał, żebym przyjechała do Marche i poznała tu mojego przyszłego męża!
Między mną i Ale nie było jednak tak różowo od samego początku. 😀 Poznaliśmy się już w październiku, jakieś trzy tygodnie po mojej przeprowadzce do Maceraty. Spotykaliśmy się kilka miesięcy, po czym zaraz przed moim powrotem nasza erasmusowa przygoda się skończyła, a ja wróciłam do Polski.
Powrót do Polski i magisterka w Gdańsku
W lutym 2014 roku wróciłam dokończyć licencjat, a od października zaczęłam studia dziennikarskie w Gdańsku. Miałam złamane serce, ale tłumaczyłam sobie, że to przecież była tylko erasmusowa przygoda, którą będę kiedyś wspominać z sentymentem. 😀 Alessandro jednak nie dał o sobie zapomnieć, i przyjechał z kumplami do Polski na Sylwestra 2014/2015. Od tego momentu zaczęliśmy być parą na odległość. Rozmawialiśmy codziennie na Skype (to pewnie dlatego mam traumę jak słyszę ten charakterystyczny dźwięk nadchodzącego połączenia), a widzieliśmy się co kilka miesięcy. Najfajniejszą przygodą z tego czasu były wspólne wakacje w Grecji, gdzie ja leciałam do Aten z Warszawy, a Ale z Rzymu. 🙂
Już chyba wymazałam z pamięci to jak czasami się czułam, odliczając dni do kolejnego spotkania. Niby miałam chłopaka, ale może ze względu na odległość czasem był mi strasznie daleki. Ostatecznie po półtora roku stwierdziliśmy, że skoro już w miarę dobrze mówię po włosku (przynajmniej tak mi się wtedy wydawało :D) zacznę szukać praktyk / pracy we Włoszech.
Wysyłałam maile z CV wszędzie, nie tylko w regionie Marche, ale nie było wielkiego odzewu. Ostatecznie dyrektor małej firmy szkoleniowej z miasteczka Civitanova Marche zaprosił mnie na rozmowę i to u niego odbyłam praktyki w ramach programu Erasmus+.
Takim sposobem w 2016 obroniłam magisterkę z dziennikarstwa, zwolniłam się z pracy w agencji nieruchomości, spakowałam walizkę i 15 października przyleciałam do Włoch. Od tamtej pory sporo się zmieniło, a ja sama nie wiedziałam na jak długo tutaj będę. Mija już szósty rok, a ja wciąż nie kupiłam biletu powrotnego, więc to właśnie tamten dzień uznaję za datę mojej przeprowadzki.
Moje życie na emigracji we Włoszech to już oddzielna historia, dlatego jej kulisy prawdopodobnie pojawią się na blogu w oddzielnym wpisie.